Strefa Kandydata

Z perspektywy absolwenta: Krzysztof Domaradzki

Dzięki studiom zebrałem bagaż wiedzy ogólnohumanistycznej, która na pewno przydała się w życiu i w pracy zawodowej, pomogła w poszerzeniu horyzontów. Byłbym zatem daleki od tego, by pomijać ścieżkę szkolnictwa wyższego w drodze do zostania dziennikarzem.

Krzysztof Domaradzki

Myślisz, że po tylu latach pracy w jednym czasopiśmie odnalazłbyś się w innej tematyce?

Jestem w stanie sobie wyobrazić zajmowanie się inną działką, ale nie chciałbym tego robić. Wolałbym zostać przy dziennikarstwie ekonomicznym, najlepiej właśnie takim, jakim się na co dzień zajmuję. Raczej nie wchodzę w kwestie makroekonomiczne czy analitykę sytuacji gospodarczej, tylko opowiadam historie najciekawszych polskich przedsiębiorców. I to mnie pasjonuje. A najbardziej podoba mi się to, że mogę spotykać interesujących ludzi, których pewnie, wykonując inną dziennikarską profesję, trudno byłoby poznać. Jako publicysta albo reporter sportowy miałbym styczność głównie ze sportowcami, a jednak wydaje mi się, że co do zasady moi aktualni rozmówcy są ciekawszymi ludźmi.

Powszechnie wiadomo, jaka jest stereotypowa opinia o bogatych osobach. Mówi się, że często patrzą na innych ludzi nieco z góry, że są trochę niedostępni. Czy przez to praca dziennikarza związanego z ekonomią jest bardziej wymagająca, bo nie jest łatwo dotrzeć do tych osób i trudniej się z nimi rozmawia?

Nie, zupełnie tego nie odczułem. Mamy to szczęście, że jesteśmy polskim wydaniem bardzo prestiżowego amerykańskiego tytułu. „Forbes” otwiera wiele drzwi i daje ten komfort, że przedsiębiorcy z reguły chcą z nami rozmawiać. Jeśli odmawiają, to zwykle dlatego, że nie lubią dziennikarzy, mają coś za uszami albo szkoda im czasu na dyskusje z mediami. Oczywiście ich pozytywne nastawienie może czasem wynikać z faktu, że przed dziennikarzami kreują się na postaci, którymi nie są, ale spotkania z nimi najczęściej przebiegają w bardzo miłej atmosferze.

Wspomniałeś o tym, że zawsze chciałeś zostać dziennikarzem sportowym. Teraz zajmujesz się ekonomią, ale jednak te dwie dziedziny starasz się ze sobą łączyć. Przykładem może być „Ranking 50 najbardziej wpływowych osób w polskim sporcie”, którego jesteś współautorem. Czy mógłbyś trochę opowiedzieć, na jakiej zasadzie się to odbywa? Ile osób jest zaangażowanych w taki projekt, jakie są poszczególne etapy, w jaki sposób pracujecie nad rankingiem, który później my jako czytelnicy widzimy?

Idea była taka, żeby zbadać coś, co jest w dużej mierze nieporównywalne. Chcieliśmy spróbować ocenić, na ile znaczący dla rynku sportowego są przedsiębiorcy, którzy inwestują w sport, czy sportowcy, którzy osiągają sukcesy, przyciągają dzieciaki do swoich dyscyplin albo wpływają na to, że społeczeństwo jest bardziej aktywne. Jak dużą rolę odgrywają trenerzy, którzy doprowadzają sportowców do sukcesów, czy na przykład działacze sportowi, którzy zarządzają federacjami i związkami sportowymi? Miał być to zatem projekt z jednej strony trochę informacyjny, z drugiej – rozrywkowy. Na pewno nie powinno się go postrzegać jako stuprocentowo badawczego przedsięwzięcia. „Forbes” słynie z rankingów. Staramy się badać, mierzyć, analizować wszystko, co się da. Któregoś dnia razem z Adamem Pawlukiewiczem z firmy Pentagon Research, która zajmuje się badaniami marketingowymi i sponsoringiem sportowym, wpadliśmy na szatański pomysł, żeby spróbować do jednego worka wrzucić wszystkich ludzi wywierających jakiś wpływ na środowisko sportowe. To było też o tyle fajne doświadczenie, że to był pierwszy ranking, który sam wymyśliłem, ma więc dla mnie osobistą wartość.

Chyba nie ma ludzi, którzy od początku pisaliby dobrze. Te pierwsze teksty, czy to dziennikarskie, czy książkowe, zwykle są upiorne i trzeba się pogodzić z tym, że być może wylądują w koszu.

Krzysztof Domaradzki

Co jest w tym zawodzie ważniejsze: dobre pióro czy wiedza?

Wydaje mi się, że ważniejszy jest język. Ale to z tego tytułu, że chcąc posiąść dobre pióro, uzyskać umiejętność ładnego mówienia, czy to radiowego, czy telewizyjnego, nie wystarczy ciężka praca. Tutaj trzeba mieć jednak do tego jakieś predyspozycje. Natomiast wiedzę niemal z każdej dziedziny można zdobyć. Wiem to po sobie. W „Forbesie” jednego dnia piszę o przedsiębiorcy z branży medycznej, drugiego dnia biotechnologicznej, trzeciego dnia budowlanej. Nie jestem znawcą w żadnej z tych dziedzin, ale za to szybko i łatwo mogę zdobyć wiedzę wystarczającą do tego, aby bez poczucia wstydu rozmawiać z tymi ludźmi i zagłębiać się w temat. Można to zrobić w krótkim czasie, czasem wystarczy przeczytać kilka artykułów albo wywiadów z tymi osobami, zgłębić jeden czy dwa raporty na dany temat. Natomiast z dnia na dzień nie da się posiąść umiejętności ładnego pisania lub mówienia.

Przejdźmy do kwestii związanych z Twoją drugą profesją. Jesteś autorem kilku książek, niedawno światło dzienne ujrzały dwie nowe pozycje: thriller „Przełęcz”poradnik biznesowy stworzony wspólnie z prof. Januszem Filipiakiem. Czym różnił się proces twórczy tych dzieł? Łatwiej jest napisać kryminał czy biografię?

W przypadku biografii tworzonej we współpracy z człowiekiem, który daje wkład merytoryczny, opowiada swoją historię i dzieli się przemyśleniami, praca jest rozłożona na dwie głowy. Moje zadanie w dużej mierze polegało na słuchaniu profesora i zadawaniu pytań wtedy, gdy moim zdaniem czytelnik chciałby się czegoś więcej dowiedzieć albo pragnąłby, żeby jakiś pogląd został lepiej wytłumaczony. Później musiałem obrobić materiał, zadbać o to, żeby tekst był jak najbardziej przyswajalny dla odbiorcy. W przypadku kryminałów czy w ogóle beletrystyki największym wyzwaniem jest wymyślenie spójnej fabuły, która będzie ciekawa i dobrze opowiedziana. Są to więc dwa zupełnie inne wyzwania. Tu i tu człowiek zajmuje się pisaniem czegoś długiego, ale trudno uznać, że robi to samo. Mam też takie poczucie, że praca nad biografią prof. Filipiaka była idealnym połączeniem dwóch światów, w których jestem zawieszony. Najpierw musiałem wykonać dziennikarską robotę, przeprowadzając kilkudziesięciogodzinny wywiad z profesorem, a potem na bazie tych rozmów musiałem opowiedzieć historię. To było interesujące doświadczenie, które nieźle wpisało się w to, co najbardziej cenię w pracy w „Forbesie”. Miałem możliwość dobrego poznania ciekawego człowieka, do którego pewnie, nie będąc dziennikarzem ekonomicznym, nie miałbym dostępu.

ul. Pomorska 171/173
90-236 Łódź

kontakt@filologia.uni.lodz.pl
tel: 42/665 51 06
fax: 42/665 52 54

Funduszepleu
Projekt Multiportalu UŁ współfinansowany z funduszy Unii Europejskiej w ramach konkursu NCBR